„O co chodzi?”: Czasy ostateczne i wykorzystanie czasu, który nam pozostał
Jaki jest cel życia chrześcijańskiego?
Albo moglibyśmy zapytać jeszcze prościej: jaki jest tego sens?
Gdy rok kościelny dobiega końca, to istotne pytanie zostaje wyostrzone. Odpowiedź jest tak prosta, jak może być niepopularna: czekamy na wypełnienie czasu i pełne nadziei obietnice niewypowiedzianej przyszłości. Oczekujemy powrotu Chrystusa. „Czekamy z radosną nadzieją”, bo inaczej w naszej wierze brakuje czegoś istotnego.
Rozmowy o niebie i piekle, śmierci i sądzie mogą być niewygodne dla chrześcijan, a jeśli naiwne koncepcje niebiańskich „ulic wyłożonych złotem” i „ognia piekielnego” kształtują życie niektórych wierzących,...
„O co chodzi?”: Czasy ostateczne i wykorzystanie czasu, który nam pozostał
Jaki jest cel życia chrześcijańskiego?
Albo moglibyśmy zapytać jeszcze prościej: jaki jest tego sens?
Gdy rok kościelny dobiega końca, to istotne pytanie zostaje wyostrzone. Odpowiedź jest tak prosta, jak może być niepopularna: czekamy na wypełnienie czasu i pełne nadziei obietnice niewypowiedzianej przyszłości. Oczekujemy powrotu Chrystusa. „Czekamy z radosną nadzieją”, bo inaczej w naszej wierze brakuje czegoś istotnego.
Rozmowy o niebie i piekle, śmierci i sądzie mogą być niewygodne dla chrześcijan, a jeśli naiwne koncepcje niebiańskich „ulic wyłożonych złotem” i „ognia piekielnego” kształtują życie niektórych wierzących, to te obrazy szkółki niedzielnej nie są tym, o co nam chodzi ani najlepszych podstaw pod sposób życia. Musimy więc uważać, aby wyobrażenia o „czasach ostatecznych” nie przyćmiły prawdy o królestwie Bożym.
Mimo to w ostatnich tygodniach roku liturgicznego czytania „czasów ostatecznych” przenikają nasze nabożeństwa liturgiczne do tego stopnia, że mogą wydawać się niepotrzebnie negatywne, a nawet makabryczne, szczególnie dla tych chrześcijan, dla których groźba sądu została użyta przeciwko nim jako broń, jak boski młot unoszący się zawsze tuż nad ich głowami i gotowy do uderzenia.
Teksty liturgiczne na koniec roku kościelnego, takie jak Przypowieść o talentach (Mt 25, 14–30) i lekcja o drzewie figowym (Mk 13, 24–32), dają nam ważny wgląd w to, na co czeka nas oczekiwanie. powinno być jak. W przypowieści o talentach bogaty człowiek daje talenty swoim niewolnikom — pięć, dwa lub jeden, „według ich możliwości”. Jeden „talent” był wart 6000 dni pracy – czyli 16 lat – pensji. Niewolnikom posiadającym pięć i dwa talenty udało się podwoić pieniądze swego pana; niewolnik posiadający pojedynczy talent zakopał go w ziemi, aby uniknąć ryzyka jego utraty. Pan z przypowieści nagradza pierwszego i drugiego niewolnika, ale trzeci niewolnik, który ze strachu zakopał pieniądze, został potępiony jako „niegodziwy i leniwy” i wyrzucony „w ciemność na zewnątrz, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów.”
Niektórzy mogą wykorzystać ten fragment Ewangelii jako okazję do refleksji na temat nierówności ekonomicznych, ale nie możemy zignorować faktu, że Kościół wybrał ten tekst pod koniec roku i połączył go z fragmentem z 31. rozdziału Przysłów, w którym wychwala się produktywne działalność bogobojnej kobiety. Stanowi jaskrawy kontrast wobec nieśmiałego sługi Ewangelii, który tak bardzo bał się porażki, że zdecydował się w ogóle nie działać.
Istotą parowania jest to, że mamy wykorzystać czas, który mamy, na zrobienie czegoś. Musimy nie tylko pielęgnować i rozwijać wyjątkowe dary powierzone każdemu z nas, ale także pozwolić, aby te dary wzbogacały otaczający nas świat. Każdy dzień sam w sobie jest darem i jeśli naprawdę żyjemy dla przyszłości, mamy obowiązek jak najlepiej wykorzystać dzień dzisiejszy.
Ale te ostatnie dni roku kościelnego powinny nas także zainspirować do pilnych działań, ponieważ – jak Paweł przypomniał Tesaloniczan – Pan powróci „jak złodziej w nocy”. Ten sam temat usłyszymy w Adwencie, gdy będziemy patrzeć i czekać na przyjście Chrystusa podczas świętowania Jego narodzin w historii, podczas Jego dzisiejszej obecności wśród nas w tajemnicy i podczas Jego ostatecznego przyjścia w majestacie.
Pośród rozmów o upadku chrześcijaństwa i społeczeństwa post chrześcijańskiego zastanawiam się, czy tak wiele gałęzi chrześcijaństwa podupada, ponieważ tak wielu chrześcijan straciło poczucie celu i pilności chwili obecnej w pracy, do której zostaliśmy wezwani: karmienie i odziewanie biednych, pocieszanie płaczących, ochrona niewinnych i ofiar, uzdrawianie chorych i uzależnionych oraz podnoszenie upadłych. Akty bezinteresownej miłości i gościnności są najskuteczniejszym środkiem szerzenia Ewangelii. Rząd nie może zrobić wszystkiego i nie powinniśmy tego chcieć, ponieważ jesteśmy powołani do służenia światu i nie możemy zrzucać tej odpowiedzialności gdzie indziej.
Dobrze jest pamiętać i pocieszać się słowami Basila Hume’a, benedyktyńskiego mnicha i kardynała-arcybiskupa Westminsteru, którego pamiętamy jako mądrego, wiernego i współczującego kapłana:
Ksiądz rozpoczął homilię na pogrzebie słowami: „Będę głosił kazanie o sądzie”. W kościele zapanowało przerażenie. Ale mówił dalej: „Sąd jest szeptem do ucha miłosiernego i współczującego Boga historii mojego życia, której nigdy nie byłem w stanie opowiedzieć”. To bardzo wielka zachęta, aby pomyśleć o przebywaniu w obecności Boga, który jest zarówno miłosierny, jak i pełen współczucia, ponieważ Bóg zna mnie na wskroś i rozumie mnie o wiele lepiej, niż kiedykolwiek byłbym w stanie poznać i zrozumieć siebie lub kogokolwiek innego. Tylko on może naprawdę zrozumieć moją zagmatwaną i chaotyczną historię… Nadejdzie czas, gdy każdy z nas stanie przed naszym Bogiem i zda sprawę ze swojego życia. Nie będzie to straszny moment, chyba że do samego końca odwrócimy się od niego lub świadomie go zignorujemy. Zamiast tego będzie to chwila wyzwolenia i pokoju, kiedy będziemy mogli szeptać do jego miłosiernego i współczującego ucha historię wszystkich naszych lat, a także otrzymamy przebaczenie i uzdrowienie.
Ewangelia wymaga od nas otwartości na zmiany i sposób życia znacznie różniący się od tego, który sami moglibyśmy wybrać. Oto, co Dietrich Bonhoeffer nazwał „kosztem bycia uczniem” i o czym miał na myśli Søren Kierkegaard, pisząc o wielbicielach i naśladowcach Chrystusa:
Naśladowca jest lub stara się być tym, co podziwia. Wielbiciel jednak trzyma się z dystansem. Nie widzi, że to, co jest podziwiane, wiąże się z roszczeniami do niego, i dlatego nie jest tym, co podziwia, ani nie stara się być tym, co podziwia.
Te ostatnie dni roku kościelnego dają odpowiedź na nasze pytanie aż do „sedna” tego wszystkiego – wypełniamy nasze zobowiązanie pójścia za Chrystusem, ze wszystkimi łaskami i ciężarami, jakie się z tym wiążą, bo to właśnie oznacza bycie prawdziwym naśladowcą Tego, o którym wierzymy, że powróci w miłosierdziu i sądzie.
Rachunek Serca Miłości. 777 rozważań ze Słowem Bożym
Podstawą życia jest miłość i skrucha, skrucha i miłość...
zapraszam po książkę pdf
Rachunek z Miłości.
777 rozważań ze Słowem Bożym
Podstawą życia jest miłość i skrucha, skrucha i miłość...
zapraszam po książkę pdf
Rachunek z Miłości.
777 rozważań ze Słowem Bożym
Komentarze
Dodaj komentarzEgzegeza
Jaki jest cel życia chrześcijańskiego?
Albo moglibyśmy zapytać jeszcze prościej: jaki jest tego sens?
Gdy rok kościelny dobiega końca, to istotne pytanie zostaje wyostrzone. Odpowiedź jest tak prosta, jak może być niepopularna: czekamy na wypełnienie czasu i pełne nadziei obietnice niewypowiedzianej przyszłości. Oczekujemy powrotu Chrystusa. „Czekamy z radosną nadzieją”, bo inaczej w naszej wierze brakuje czegoś istotnego. Rozmowy o niebie i piekle, śmierci i sądzie mogą być niewygodne dla chrześcijan, a jeśli naiwne koncepcje niebiańskich „ulic wyłożonych złotem” i „ognia piekielnego” kształtują życie niektórych wierzących,...
Jaki jest cel życia chrześcijańskiego?
Albo moglibyśmy zapytać jeszcze prościej: jaki jest tego sens?
Gdy rok kościelny dobiega końca, to istotne pytanie zostaje wyostrzone. Odpowiedź jest tak prosta, jak może być niepopularna: czekamy na wypełnienie czasu i pełne nadziei obietnice niewypowiedzianej przyszłości. Oczekujemy powrotu Chrystusa. „Czekamy z radosną nadzieją”, bo inaczej w naszej wierze brakuje czegoś istotnego.
Rozmowy o niebie i piekle, śmierci i sądzie mogą być niewygodne dla chrześcijan, a jeśli naiwne koncepcje niebiańskich „ulic wyłożonych złotem” i „ognia piekielnego” kształtują życie niektórych wierzących, to te obrazy szkółki niedzielnej nie są tym, o co nam chodzi ani najlepszych podstaw pod sposób życia. Musimy więc uważać, aby wyobrażenia o „czasach ostatecznych” nie przyćmiły prawdy o królestwie Bożym.
Mimo to w ostatnich tygodniach roku liturgicznego czytania „czasów ostatecznych” przenikają nasze nabożeństwa liturgiczne do tego stopnia, że mogą wydawać się niepotrzebnie negatywne, a nawet makabryczne, szczególnie dla tych chrześcijan, dla których groźba sądu została użyta przeciwko nim jako broń, jak boski młot unoszący się zawsze tuż nad ich głowami i gotowy do uderzenia.
Teksty liturgiczne na koniec roku kościelnego, takie jak Przypowieść o talentach (Mt 25, 14–30) i lekcja o drzewie figowym (Mk 13, 24–32), dają nam ważny wgląd w to, na co czeka nas oczekiwanie. powinno być jak. W przypowieści o talentach bogaty człowiek daje talenty swoim niewolnikom — pięć, dwa lub jeden, „według ich możliwości”. Jeden „talent” był wart 6000 dni pracy – czyli 16 lat – pensji. Niewolnikom posiadającym pięć i dwa talenty udało się podwoić pieniądze swego pana; niewolnik posiadający pojedynczy talent zakopał go w ziemi, aby uniknąć ryzyka jego utraty. Pan z przypowieści nagradza pierwszego i drugiego niewolnika, ale trzeci niewolnik, który ze strachu zakopał pieniądze, został potępiony jako „niegodziwy i leniwy” i wyrzucony „w ciemność na zewnątrz, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów.”
Niektórzy mogą wykorzystać ten fragment Ewangelii jako okazję do refleksji na temat nierówności ekonomicznych, ale nie możemy zignorować faktu, że Kościół wybrał ten tekst pod koniec roku i połączył go z fragmentem z 31. rozdziału Przysłów, w którym wychwala się produktywne działalność bogobojnej kobiety. Stanowi jaskrawy kontrast wobec nieśmiałego sługi Ewangelii, który tak bardzo bał się porażki, że zdecydował się w ogóle nie działać.
Istotą parowania jest to, że mamy wykorzystać czas, który mamy, na zrobienie czegoś. Musimy nie tylko pielęgnować i rozwijać wyjątkowe dary powierzone każdemu z nas, ale także pozwolić, aby te dary wzbogacały otaczający nas świat. Każdy dzień sam w sobie jest darem i jeśli naprawdę żyjemy dla przyszłości, mamy obowiązek jak najlepiej wykorzystać dzień dzisiejszy.
Ale te ostatnie dni roku kościelnego powinny nas także zainspirować do pilnych działań, ponieważ – jak Paweł przypomniał Tesaloniczan – Pan powróci „jak złodziej w nocy”. Ten sam temat usłyszymy w Adwencie, gdy będziemy patrzeć i czekać na przyjście Chrystusa podczas świętowania Jego narodzin w historii, podczas Jego dzisiejszej obecności wśród nas w tajemnicy i podczas Jego ostatecznego przyjścia w majestacie.
Pośród rozmów o upadku chrześcijaństwa i społeczeństwa post chrześcijańskiego zastanawiam się, czy tak wiele gałęzi chrześcijaństwa podupada, ponieważ tak wielu chrześcijan straciło poczucie celu i pilności chwili obecnej w pracy, do której zostaliśmy wezwani: karmienie i odziewanie biednych, pocieszanie płaczących, ochrona niewinnych i ofiar, uzdrawianie chorych i uzależnionych oraz podnoszenie upadłych. Akty bezinteresownej miłości i gościnności są najskuteczniejszym środkiem szerzenia Ewangelii. Rząd nie może zrobić wszystkiego i nie powinniśmy tego chcieć, ponieważ jesteśmy powołani do służenia światu i nie możemy zrzucać tej odpowiedzialności gdzie indziej.
Dobrze jest pamiętać i pocieszać się słowami Basila Hume’a, benedyktyńskiego mnicha i kardynała-arcybiskupa Westminsteru, którego pamiętamy jako mądrego, wiernego i współczującego kapłana:
Ksiądz rozpoczął homilię na pogrzebie słowami: „Będę głosił kazanie o sądzie”. W kościele zapanowało przerażenie. Ale mówił dalej: „Sąd jest szeptem do ucha miłosiernego i współczującego Boga historii mojego życia, której nigdy nie byłem w stanie opowiedzieć”. To bardzo wielka zachęta, aby pomyśleć o przebywaniu w obecności Boga, który jest zarówno miłosierny, jak i pełen współczucia, ponieważ Bóg zna mnie na wskroś i rozumie mnie o wiele lepiej, niż kiedykolwiek byłbym w stanie poznać i zrozumieć siebie lub kogokolwiek innego. Tylko on może naprawdę zrozumieć moją zagmatwaną i chaotyczną historię… Nadejdzie czas, gdy każdy z nas stanie przed naszym Bogiem i zda sprawę ze swojego życia. Nie będzie to straszny moment, chyba że do samego końca odwrócimy się od niego lub świadomie go zignorujemy. Zamiast tego będzie to chwila wyzwolenia i pokoju, kiedy będziemy mogli szeptać do jego miłosiernego i współczującego ucha historię wszystkich naszych lat, a także otrzymamy przebaczenie i uzdrowienie.
Ewangelia wymaga od nas otwartości na zmiany i sposób życia znacznie różniący się od tego, który sami moglibyśmy wybrać. Oto, co Dietrich Bonhoeffer nazwał „kosztem bycia uczniem” i o czym miał na myśli Søren Kierkegaard, pisząc o wielbicielach i naśladowcach Chrystusa:
Naśladowca jest lub stara się być tym, co podziwia. Wielbiciel jednak trzyma się z dystansem. Nie widzi, że to, co jest podziwiane, wiąże się z roszczeniami do niego, i dlatego nie jest tym, co podziwia, ani nie stara się być tym, co podziwia.
Te ostatnie dni roku kościelnego dają odpowiedź na nasze pytanie aż do „sedna” tego wszystkiego – wypełniamy nasze zobowiązanie pójścia za Chrystusem, ze wszystkimi łaskami i ciężarami, jakie się z tym wiążą, bo to właśnie oznacza bycie prawdziwym naśladowcą Tego, o którym wierzymy, że powróci w miłosierdziu i sądzie.
Egzegeza
Podstawą życia jest miłość i skrucha, skrucha i miłość...
zapraszam po książkę pdf
Rachunek z Miłości.
777 rozważań ze Słowem Bożym
zapraszam po książkę pdf
Rachunek z Miłości.
777 rozważań ze Słowem Bożym
Egzegeza
Egzegeza
Egzegeza
Dodaj komentarz