Banki, jak wiadomo, odgrywają ważną role w finansach i gospodarstwie państwa, firm oraz zwykłych obywateli. Mają przy tym pełne prawo (a nawet obowiązek) uzyskiwać z tego profity. Ale niby dlaczego te zyski mają być wyższe (na włożony kapitał) niż w innych sektorach gospodarki – handlu, usługach itp.? Jeszcze jedna „kasta uprzywilejowana”? Chodzi, oczywiście, o kredyty, właśnie dzięki którym banki osiągają swoje ogromne zyski. Ceny na kredyty są zdecydowanie za wysokie i trzymają sporą część społeczeństwa za gardło, więc państwo powinno również tę sprawę sprawiedliwie Zreformować. Reguluje, owszem, ono i teraz, ale chodzi właśnie o sprawiedliwe uregulowanie – w interesach wszystkich zainteresowanych stron. Jakie dokładnie – to już muszą określić specjaliści, ponieważ bankructwo banków też nie będzie nikomu na rękę.
Pewną cześć odpowiedzialności za ciężką sytuację finansową, związaną z zaciągniętym kredytem lub pożyczką, oczywiście, ponoszą sami klienci, podejmując nieodpowiedzialną decyzję życia ponad stan, budowy domów większych niż potrzebują, przesadnych samochodów i wcale niepotrzebnych podróży gdzieś na Kubę, zamiast odpocząć o wiele taniej i wcale nie gorzej np. w Chorwacji. Ale banki też nie mają prawa nadużywać tej dobrze znanej starej polskiej wady. Tu więc powinno wkroczyć jako arbiter państwo i rozwiązać ten problem w sposób uczciwy i dla nikogo nie krzywdzący, nawet jeśli to będzie dość radykalne rozwiązanie.
Przykład tu można wziąć z takiej małej Islandii (o czym w mediach cisza, żeby nie dawać innym przykładu), zaś Islandii to jakoś uszło na sucho, nikt jej nie wyrzucił ze „wspólnoty międzynarodowej” i nie ukarał w żaden inny sposób. Prezydent Islandii wyjaśnia, jak jego kraj szybko przezwyciężył kryzys: „Rząd pomógł ludziom i wsadził do więzienia oszustów bankowych – czyli postąpił inaczej, niż wszystkie inne kraje”. Drugi przykład to Węgry, gdzie „Premier Orban wyrwał swój naród z objęć lichwiarzy” – i lichwiarze go nienawidzą, ale co z tego?
W każdym razie państwo nie może pozwolić, żeby ktokolwiek (także banki) robił z jego obywateli niewolników. W końcu obywatele oddali swoje głosy za rządzących i regularnie płacą podatki na ich niebiedne utrzymanie, mają zatem prawo liczyć na pomoc państwa, kiedy popadną w niedolę – choćby i z własnej winy. Przecież kiedy turysta lub alpinista popada w tarapaty nawet z własnej winy, ratownicy i tak próbują go uratować, a nie mówią, że niech sam sobie daje radę, przecież jest sam sobie winien. Czemuż by tu miało być inaczej? Jeśli zaś obecna władza tego nie uczyni – zrobi następna, a przy okazji jeszcze raz udowodni, na czym polega różnica miedzy nimi.
Nie może tak być, że jeśli ktoś pożyczył 300 zł, to ma oddawać 2,5 tys. (przykład autentyczny). Nawet jeśli to ściągana przez komornika wzięta przed latami „chwilówka”. Inne niż banki instytucje finansowe też muszą obowiązywać takie same reguły, jak banki, o ile prowadzą podobną działalność. A Polakom by się przydało przypomnieć sobie stare i mądre polskie przysłowie: „Dobry zwyczaj – nie pożyczaj” (bez skrajniej potrzeby, oczywiście).