Plan naprawy Polski

VI.7.f. FRANKOWICZE

12.06.2019

Chodzi, oczywiście, o tych, którzy brali w latach 2005-2010 „modne” i „atrakcyjne” kredyty hipoteczne  walutowe, lub – częściej – waloryzowane (indeksowane czy denominowane), tj. uzależnione od kursu obcej waluty (z reguły – CHF, ale również EUR lub USD) . Temat ten jest skomplikowany i ma kilka wątków, dobrze opracowanych (choćby poprzez grupę STOP BANKOWEMU BEZPRAWIU), więc rozpatruję go z innego (bardziej ogólnego, niż technicznego) punktu widzenia.

Otóż każdy, kto uprawia hazard, dobrze zdaje sobie sprawę, że gra na własne ryzyko i nikt mu nie kompensuje przegranej. W razie wygranej – musi podzielić się z Państwem, płacąc podatek. Ale w razie przegranej nawet do głowy mu nie przyjdzie, żeby wymagać od Państwa „kompensaty”. Nieważne, jaki to hazard: gra na giełdzie, Forexu, Lotek – zasada jest wszędzie taka sama. Branie kredytu walutowego (lub w PLN, ale indeksowanego czy denominowanego)– to taki sam hazard, ponieważ w przypadku „korzystnego” kursu walut zapłacisz mniej, niż za zwykły kredyt, zaś w przypadku „niekorzystnego” – więcej. Na rynku walutowym ciągła i nieprzewidywalna zmiana kursów walut to norma, a kto tego nie rozumie, w ogóle nie powinien w coś takiego grać. No, frankowicze uważali siebie za mądrych i postępowych („nowoczesnych”) i patrzyli z góry na „prostaków”, biorących zwykłe kredyty. Zatem zupełnie nie jasne, z jakiej racji Państwo musi kompensować ich przegraną. Co prawda, takie niefortunne kredyty brali nie tylko cwaniacy, ale również oszukani przez „doradców finansowych” oraz ci, którym banki ze względu na niskie dochody nie chciały dawać zwykłych kredytów. No, ale za łatwowierność i naiwność (tym bardziej – w tak poważnej sprawie) też trzeba płacić. 

Powiedzą, że wtedy, kiedy brali kredyty, Państwo im niejako „gwarantowało”, że „frankowi nic nie grozi”. Jak w ogóle państwo może „gwarantować” tendencje kursu walut? Ale to akurat był rząd PO, dla którego kłamstwa były czymś naturalnym. Nic zatem dziwnego, że wyborcy „pisowscy” nie za bardzo temu wierzyli i woleli brać zwykłe kredyty. Natomiast, „postępowi” wyborcy PO uwierzyli „swoim” i słono za to zapłacili. Ciekawe, że głośno namawiał do brania takich kredytów nikt inny jak Ryszard Petru, który sam przy tym po cichu przewalutował swoje kredyty w złotówki. Nic dziwnego, że właśnie on zarobił miliony a nad „swoimi”  wyborcami po prostu się śmiał. Nic dziwnego również w tym, że rząd PiS nie chce pomagać nieswoim wyborcom, choć akurat taka postawa do uczciwych też nie należy. Tym bardziej, że do niekorzystnej koniunktury dołożyły swoje przekręty banki, a to już jest sprawa państwa – ustawodawców oraz wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania.  

Jeżeli chodzi o R. Petru, to jest on jednym z trzech znanych polityków, u których „agent GRU” jest wyraźnie wypisane na twarzy (pierwsi dwoje to A. Merkel i R. Sikorski). Zastanawia zatem fakt, jak GRU mogli powierzyć takie ważne zadanie, jak ratowanie „polskiej liberalnej demokracji” takiemu … (co zresztą też jest wyraźnie wypisane na jego twarzy), które on oczywiście że zawalił, choć miał olbrzymie wsparcie medialne. Na początku więc myślałem, że GRU po prostu popełniło błąd. Ale później zrozumiałem, że zrobili to celowo. Otóż właśnie o to im chodziło, żeby on ostatecznie dobił polskich „liberałów”. I zrobili to wcale nie dla tego, że lubią „polskich patriotów” (a tym bardziej – że ich wspierają). Po prostu zależy im, żeby było kim straszyć własny naród „zagrożeniem z zachodu”, a więc się zbroić i prowadzić agresywną politykę i propagandę. „Liberałowie” do tego się nie nadają, bo prowadzą „zbyt pokojową” politykę, z nimi zawsze można się dogadać, więc na „strasznych” nie wyglądają.

Tak więc ten, kto oszukał (przecież zawsze jak ktoś stracił, jednocześnie ktoś tak samo zarobił) musi teraz podzielić się ze swoimi ofiarami. No, ale część odpowiedzialności leży także na Państwie, nawet jeśli rządzi inna partia. Otóż Państwo może zagwarantować, żeby przynajmniej część ubytków (bo o całości nie ma mowy ze względów wyżej wymienionych) była rekompensowana ze środków oszustów – osobistych oraz partyjnych. Niech zatem środki państwowe, przeznaczone na finansowanie tych partii (PO, PSL oraz N) zamiast do kieszeni tych partyjnych działaczy trafią do ich wyborców frankowiczów. Przy okazji przyczyni się to do ostatecznej marginalizacji tych partii.

A czy w ogóle można brać kredyty walutowe? Oczywiście – o ile mieszkasz w tym kraju i zarabiasz w tej walucie. To jest prosta i oczywista (niestety – nie dla wszystkich) zasada – brać kredyt  w walucie, w której zarabiasz, a więc zmiana kursu tak naprawdę cię mało obchodzi, bo zarówno dług jak i zarobki  tanieją lub drożeją równolegle. Za chciwość zaś i głupotę zawsze trzeba było słono płacić, i ta stara zasada też raczej się nie zmieni.