Umieściłem ten rozdział w Planie jako ostatni, a tak naprawdę jest on najważniejszy, bo z Bożym Błogosławieństwem uda się zrobić wszystko, a bez niego – nic. Kościół zaś odgrywa w tym najważniejszą (choć nie jedyną) role. Chodzi, oczywiście, o dominujący i najważniejszy w Polsce Kościół Rzymsko-Katolicki. Sprawy Prawosławia, Protestantów, Polskiego Narodowego Kościoła oraz ekumenizmu (czy zjednoczenia Kościoła) owszem, też są ważne, ale to oddzielny temat. Na szczęście, w chwili obecnej Kościół w Polsce znajduje się w o wiele lepszym stanie, niż na Zachodzie, ale też potrzebuje poprawy w kilku może „drobnych”, ale jednak bardzo ważnych sprawach.
Teoretycznie jest to „wewnętrzna sprawa Kościoła” i jego decydentów (przede wszystkim – hierarchii), ale w sytuacji, kiedy tyczą się losy Narodu (a dokładnie – ile milionów Polaków przeżyje i wejdzie do Nowej ery: 8 czy 40 milionów), jest to już sprawa nas wszystkich, choć ostatecznie zdecydują właśnie hierarchowie (jednocześnie, a nawet przede wszystkim, decydując tym samym o własnym losie). Ściśle zaś mówiąc, Kościół nie jest własnością ani hierarchii, ani narodu, lecz – Boga (nawet – Jego Ciałem), więc to właśnie On ma najwięcej praw decydować o tym, jakim Kościół ma być i jak powinien funkcjonować. Ostatecznie więc i tak spełni się Jego Wola, a każda próba przeszkadzania Jemu (lub po prostu ignorowanie) jest skazana na sromotną porażkę, w czym niektórzy (najbardziej uparci) już niedługo z „bulem” się przekonają. Mogą więc potraktować to jako kolejne (a może nawet ostatnie) upomnienie. Pan Bóg jest bardzo cierpliwy, ale nie będzie czekał w nieskończoność.
Na szczęście, dobrze znamy Jego Wolę również w tym temacie. Wyrażona ona jest już od dawna i wielokrotnie przez wielu współczesnych proroków – polskich i nie tylko. Co ciekawe, w tych właśnie kwestiach są oni wyjątkowo zgodni pomiędzy sobą i mówią prawie jednym głosem, choć w niektórych innych kwestiach może się wydawać, że nie są zupełnie zgodni (da się to wytłumaczyć – jak rzekome „sprzeczności w Biblii”, ale to też jest osobny temat). Owszem, Kościół na razie oficjalnie tych proroctw nie uznał (choćby z racji, że niektóre z nich nadal trwają), ale też nie wyraża sprzeciwu (z racji tego, że nie ma do czego się przyczepić). Nie licząc, oczywiście, prywatnych opinii niektórych „współczesnych Szawłów” z szeregów tzw. masonerii kościelnej. W przeszłości Kościół też daleko nie od razu oficjalnie uznawał objawienia – nawet do stu lat. Teraz, niestety, nie mamy aż tyle czasu czekać na oficjalne uznanie (choć to też trzeba zrobić jak najszybciej). Tym bardziej, że wszystko, co mówią prorocy w tej dziedzinie, nie jest sprzeczne ani z nauką Kościoła, ani z tradycją, ani ze zdrowym rozsądkiem, lecz tylko i wyłącznie – z tzw. modernizmem.
Oczywiście, najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie tych zmian przez papieża i obowiązującym dla całego Kościoła Powszechnego, ale teraz jest to nierealne (choć po Ostrzeżeniu i nawróceniu może coś z tego będzie przez niego jednak wprowadzone). Trochę mniej radykalnym, ale też dobrym i bardziej realnym rozwiązaniem będzie wprowadzenie zaproponowanych zmian na poziomie KEP – tj. obowiązującym dla całego Kościoła w Polsce. Tym bardziej, że Kościół powszechny dąży do coraz większej decentralizacji i przekazania inicjatywy Kościołom lokalnym. Nie można, oczywiście, pochwalać takiej tendencji, ale z drugiej strony jest ona na rękę Kościołowi polskiemu, biorąc pod uwagę „rozwiązania”, które proponuje Watykan oraz lokalne Kościoły na Zachodzie (zwłaszcza w Niemczech). Najbardziej rozumni zaś hierarchowie nie muszą nawet czekać na to, lecz od razu mogą śmiało wprowadzać zmiany w swoich diecezjach, a nawet proboszczowie – w swoich parafiach. W niektórych zaś przypadkach poradzi sobie nawet pojedynczy wikariusz czy rezydent. Niżej podaję konkrety.
Może słyszał ktoś o polskiej parafii Garnek, którą jako jedyną w Polsce podczas II WŚ ani razu nie odwiedził żaden żołnierz niemiecki, choć znajdowała się ona tylko około 70 km od Warszawy, podczas gdy do każdej innej polskiej miejscowości dotarli – nawet do tych wiosek, które nie miały szosy (dojeżdżali konno). Tak więc żaden z mieszkańców tej parafii nie zginął (podczas, gdy inne parafie straciły nawet do 60 - 80% mieszkańców). A przecież wiele parafian służyło w wojsku, wojowało na różnych frontach, zostało rannych, trafiło do niewoli niemieckiej lub radzieckiej, ale zaraz po wojnie wszyscy jak jeden mąż wrócili do domu cali i zdrowi. Na czym więc polegał taki spektakularny sukces tej parafii? Otóż proboszcz tej parafii – bardzo mądry i pobożny kapłan – jak tylko się dowiedział o wojnie, natychmiast rozpoczął codzienne odmawianie Różańca Świętego przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Oczywiście dołączyli do niego parafianie – najpierw garstka, później co raz liczniejsi, tak że kościół nie mógł wszystkich pomieścić! Modlili się w ten sposób aż do zakończenia wojny codziennie przez 6 lat. I tylko tyle, czy może aż tyle. Dobry ten przykład (można powiedzieć – udany w 100% eksperyment nawet pod względem naukowym), warto – a nawet trzeba – rozpowszechnić na całą Polskę, i to jak najszybciej, ponieważ Polsce znów grozi niebezpieczeństwo. Tym bardziej, że organizować to może bez żadnych problemów w swojej parafii każdy proboszcz (i niektórzy proboszczowie już to zrobili) nawet nie pytając o pozwolenie biskupa, a przeciwko temu nikt nie może nic powiedzieć, nawet papież. "Pragnę, aby w całej Polsce zaczęto codziennie praktykować odmawianie czterech części Różańca Świętego przed wystawionym Moim Świętym Eucharystycznym Sercem… sprawi [to], że w krótkim czasie demon będzie silnie krępowany na całej polskiej ziemi."
Ale to tylko jeden – bardzo ważny, ale nie jedyny element należytej czci do NS. Drugim nie mniej (a może nawet bardziej ważnym) elementem jest powszechne i obowiązkowe wprowadzenie dla wszystkich przyjęcie komunii na klęczące i do ust. Wyjątek tylko dla celebranta oraz osób na tyle starych i/lub chorych, które nie mogą klękać. Innych wymówek (że tak jest przyjęte u Niemców, zezwolone przez Watykan, zapisane w „nowoczesnych” przepisach itp.) być nie może. Inna sprawa, że trzeba odpowiednio przygotować do tego dostojne i w miarę wygodne miejsce – a dokładnie balaski przed prezbiterium, nakryte białymi obrusami. W starych Kościołach gdzie nie gdzie jeszcze one są, a w nowych i tam, gdzie nie ma, trzeba to po prostu ufundować jak najszybciej. Nie muszą być za drogie – mogą być drewniane, ale wygodne. Przy tym zawsze Kapłanowi musi asystować ministrant z pateną (i trzeba nauczyć go prawidłowo ją trzymać, a nie symbolicznie). Nie zawsze łatwo to zorganizować, ale jeśli się postarać, to przecież nie tylko dzieciaki to potrafią – mogą być dorośli mężczyzny, jak mają wolny czas, a nawet emeryci, których nie brakuje w każdej parafii i którzy mają wolnego czasu aż ponad miarę. W żadnym zaś wypadku nie można rozdawać Komunii pośrodku Kościoła, ponieważ spadające okruchy (choć prawie niewidzialne – ale realne Ciało Chrystusa) są później deptane nogami parafian. Niżej podaję kilka konkretnych cytatów z orędzi współczesnych proroków (a więc de facto – Słów Bożych), dot. Komunii Świętej:
„Życzę sobie, aby przyjmowano Komunię Świętą na klęczące i do ust i aby udzielali Jej tylko kapłani i diakoni. Niech powrócą wszędzie do kościołów balaski, a Komunia Święta będzie na powrót udzielana przy balaskach nakrytych białym obruskiem. Niech wszyscy realizują w praktyce postanowienia 177 Konferencji Episkopatu Polski dot. Komunii Świętej.”
„Szanujcie Moje Święte Eucharystyczne Serce, przyjmujcie Je godnie do swojego serca, jedynie na kolanach i do ust. Za świadomie przyjętą inną postawę z powodu pychy przyjmującego, oraz kapłana, który siłą zmusza do postawy innej jak klęcząca, będą oni odpowiednio ciężko cierpieć, na dość niskim poziomie czyśćca. Jest to czyn pychy, przeciwko miłości Boga i bliźniego, rodzaj dość ciężkiej profanacji.”
„Wielu dokonuje nadużyć, przyjmując Moje Ciało więcej, niż raz dziennie. Pamiętajcie słodkie dzieci, że czynić to można jedynie według starych zasad, które były i rządziły w Kościele do niedawna. Drugi raz, możecie przyjąć tylko za Moim specjalnym pozwoleniem, lub gdy zachodzi potrzeba wzmocnienia duchowego w sposób specjalny. Nie wolno jednak nadużywać. Człowiekowi wystarczy raz na dobę przyjąć Moje Święte Ciało.”
„Przed Bogiem się klęka i to na oba kolana!!! Inna postawa jest wyrazem pychy człowieka. Jest Moim wyraźnym życzeniem, aby każdy żywy i w miarę fizycznie sprawny człowiek, uklęknął do przyjmowania Najświętszego Sakramentu, przyjmując na język, ale jak najgodniejszym sercem. Jest to bardzo ważne.”
„Skrócono, a wręcz zlikwidowano post eucharystyczny. Najbardziej miłym Mojemu Sercu, jest trzygodzinny post eucharystyczny. Do Komunii należy się dobrze przygotowywać i przynajmniej 5 minut po niej trwać w skupieniu.”
„Nieporozumieniem w Kościele Świętym jest stworzenie instytucji tzw. świeckiego szafarza Komunii Świętej. Pragnę, aby to prawo zostało usunięte z Kodeksu Prawa Kanonicznego. Ludzie, którzy są szafarzami, zaciągają szczególnie ciężkie winy. Ja Sam wybieram i konsekruję rękami Biskupa tych, których chcę do posługi przy Moim Świętym Eucharystycznym Ciele. Zechciejcie usłuchać Mojego życzenia, Mojego wołania.”
„Jest wielu kapłanów, którzy dają, co innego do konsekracji niż wino i chleb. Uświadamiam wam i przypominam, że gdy nie ma właściwych substancji do konsekracji, ona nie następuje. Jedynie wino gronowe może stać się Prawdziwą Krwią Mojego Boskiego Syna i jedynie prawdziwy chleb (opłatek lub chleb), może stać się Prawdziwym Bożym Ciałem.”
Takich i podobnych cytatów jest wiele praktycznie u każdego z prawdziwych współczesnych proroków. Wynika z nich m.in. kolejna bardzo poważna sprawa: Komunii Świętej (także chorym w domu) może udzielać tylko i wyłącznie osoba do tego wyświęcona – kapłan lub diakon, a nie „upoważniona” – tzw. świecki szafarz, brat lub siostra zakonna (a tym bardziej – świecka kobieta). Nie ma co tu się powoływać na „odpowiednie przepisy”, ponieważ nie są one zgodne ani z tradycją, ani z wolą Bożą – wielokrotnie i wyraźnie wyrażoną zgodnie u wszystkich współczesnych proroków. To, że Kościół ich jeszcze „nie uznał oficjalnie” nie zmienia sprawy – Św. Siostrę Faustynę i wielu innych uznał też daleko nie od razu, ale teraz już po prostu nie ma tyle czasu czekać na „oficjalne uznanie”. A przecież ich i nie potępił (nie liczę tu prywatnych opinii niektórych duchownych – prawie otwartych zwolenników masonerii kościelnej). Sprawa ta jest tak poważna, że dotykając swymi niekonsekrowanymi („nieczystymi”) rękoma konsekrowanej Hostii, na tyle obrażają oni Boga, że ściągają przekleństwo nie tylko na siebie i swoje rodziny, ale również na cała parafię. Co zatem zrobić z tymi szafarzami, a nieraz z faktycznym brakiem kapłanów do udzielania Komunii? Otóż trzeba po prostu wyświęcić ich na diakonów – co to za problem. Przecież też mogą być przy tym żonaci i pracować zawodowo.
Kolejna sprawa dotyczy przede wszystkim katedr i niektórych nowych kościołów. Otóż trzeba przywrócić Tabernakulum na środek kościoła i umieścić go jak najwyżej (dotyczy to też tych kościołów, gdzie jest on choć i pośrodku, ale za nisko) – na tyle wysoko, na ile się da – tylko żeby można było do niego bez problemu się dostać. Owszem, Biskup diecezjalny jest ważną osobą, ale przecież nie ważniejszą od Jezusa Chrystusa, realnie obecnego w NS w Tabernakulum! Musi więc postawić swój tron obok, a nie zamiast Niego. W ogóle nie można siedzieć tyłem do Tabernakulum (z boku – można). Nawet stać tyłem nie wypada, a więc w perspektywie (całkiem niedalekiej, jak może się wydawać) sprawować Ofiarę Mszy Świętej też będzie trzeba przed Tabernakulum – na ołtarzu (jak to było przed II Soborem Watykańskim). Nie było to przypadkiem, że niedawny pożar w Notre Dame spowodował zawalenie sufitu na stół ofiarny nowej mszy i spalił go, ale nie uszkodził „starego” przed soborowego ołtarza. I wcale nie mam tu na myśli Mszy Trydenckiej (choć nic przeciwko niej nie mam). Uczestniczyłem kiedyś na Mszy Novus Ordo, ale sprawowanej na „starym ołtarzu” – przodem do Tabernakulum. Nie jest to przecież zabronione, tak więc w starych kościołach już można powracać do starych ołtarzy, zaś w nowych zacząć pomalutku je bezpośrednio przed Tabernakulum budować – i tak niedługo będzie to obowiązkowe.
Kontynuując temat Mszy Świętej: można, a nawet trzeba już teraz najważniejsze jej części odprawiać w języku sakralnym – po łacinie. Dla Kaplanów nie powinno to być żadnym problemem, zaś świeckich też nie będzie trudno nauczyć (zresztą można wydrukować) podstawowych modlitw: Pater Noster, Credo, Sanctus, Agnus Dei. Nawet „ciemny” lud w średniowieczu to potrafił. A co dopiero współczesny wykształcony. Oprócz tego trzeba radykalnie poprawić postawę wiernych podczas Mszy: klękać powinno się od „Święty, Święty…” po Ojcze nasz (na którym już się stoi), oraz od „Baranku Boży” (jak to było jeszcze całkiem nie tak dawno, ale niesłusznie zmienione) oraz na końcowe błogosławieństwo. „Kiedy kapłan podnosi w konsekracji Hostię, nie skłaniajcie głów, nie zamykajcie oczu – patrzcie na Mnie, bo Ja z tej Hostii patrzę na was. Patrzę na wasze życie. Patrzę na was z miłością.” (Świadectwo. Ks. Wiesław Nazaruk). Na zakończenie zaś Mszy trzeba obowiązkowo (bo nikt oficjalnie tego rozporządzenia papieża Leona XIII nie odwołał) odmawiać Modlitwę do Św. Michała wspomnianego papieża. Już w jego czasach – o wiele bardziej spokojniejszych – było to ważne, a co dopiero teraz. W związku z różnymi wersjami „modlitwy do świętego Michała Archanioła” należy pamiętać, że obowiązujący polski tekst tej modlitwy został zatwierdzony przez Konferencję Episkopatu Polski w dniu 26 listopada 1999 r. w Częstochowie - pisze ks. Paweł Rytel-Andrianik, Rzecznik KEP. Wersja zaś ta zawiera słowo wspomagaj, a nie broń, z czym zgadzają się również Michalici (a komu jak nie im to lepiej znać). To znaczy, że wierni są nastawiani na aktywną, a nie pasywną pozycję w walce ze złem.
Zresztą wątpiący mogą odmawiać tę modlitwę po łacinie. Przede wszystkim zaś trzeba zachęcić i nauczyć wiernych modlitwy Ave Maria – egzorcyści zgodnie twierdzą, że Ave Maria działa na szatana o wiele mocniej, niż Zdrowaś Maryjo (choć tej modlitwy on też bardzo nie lubi, ale jednak nie aż tak się boi). W ogóle trzeba zachęcać i nauczać lud modlić się po łacinie – modlitwy te są mocniejsze i milsze Bogu, ponieważ są w języku sakralnym. Nie na próżno masoneria przyłożyła tyle wysiłku, żeby wyeliminować ten język najpierw z oświaty, a później również z Kościoła. Trzeba więc odwrócić ten proces. Ciekawostką jest, że Antychryst będzie posługiwał się swobodnie w wielu językach, ale nigdy żadnego słowa nie powie po łacinie.
Chcę dać Kapłanom również dwie rady od siebie (nie od proroków). Pierwsza – przeczytać uważnie Annę Katarzynę Emmerich. Przynajmniej – dot. Nowego testamentu. Dlaczego? Otóż wierni teraz są często dobrze poinformowani, więc nie warto wyglądać w ich oczach niepoważnie, twierdząc np. o „młodej dziewczynie” Weronice, lub Józefie, który „marzył o normalnym małżeństwie”. Emmerich jest uznana przez Kościół, więc można śmiało uzupełniać podanymi przez nią informacjami szczegóły, których brakuje w Biblii, a nieraz nawet w Tradycji. Druga – dokładnie przestudiować geografię Ziemi Świętej (najlepiej – pielgrzymując tam). Wierni może tam byli i/lub trochę znają Biblię, więc lepiej nie podawać niepewnych informacji. Pasowałoby, oczywiście, im również dobrze znać Biblię (całą) – przynajmniej tak, jak ją znają protestanci (choć i nie całą, bo Marcin Luter nie wszystko włączył, czego późnej sam żałował). No, ale to byłoby dla nich chyba już za dużo wymagań. Tym bardziej, że protestanci oprócz Biblii prawie nic nie mają, więc mają więcej czasu na jej studiowanie (a nie różnych teologów i teologii, owszem, ważnych, ale przecież nie ważniejszych od Biblii). W ogóle wykształcenie przyszłych kapłanów musi być zmienione – skrócone (6 lat to zdecydowanie za dużo) i bardziej praktyczne, ale Biblia (realnie, a nie symbolicznie), Emmerich oraz geografia Ziemi Świętej – na pewno wzmocnione, jak również sprawy praktyczne, które realnie się przydadzą w pracy duszpasterskiej, a nie teoretyczne kwestie, owszem ważne i ciekawe, gorąco dyskutowane w pierwszych wiekach chrześcijaństwa oraz średniowieczu, ale teraz mało dla kogo interesujące, a więc mało przydatne.
W ogóle kapłani powinni się zajmować przede wszystkim sprawami duchowymi, które nie można zlecić świeckim, (nawet „szafarzom), zaś sprawy gospodarcze, prawne, finansowe i organizacyjne można i trzeba zlecić do wykonania osobom świeckim – często w tych kwestiach nawet lepiej wykształconym i doświadczonym, a także uczciwym (więc nie ukradną uzbieranej tacy). Dziś, natomiast, zdecydowanie za dużo kapłanów nawet oficjalnie sprawuje funkcje, bardzo dalekie od tego, do czego zostali powołani, wykształceni oraz wyświęceni. Ci z nich, którzy oficjalnie są duszpasterzami (proboszczowie, wikariusze, kapelani) zdecydowanie za dużo czasu poświęcają sprawom administracyjnym, gospodarczym itp. W rezultacie często brakuje im po prostu czasu i sił na sprawy duszpasterskie. Do seminariów duchownych zaś trzeba przyjmować również pobożnych chłopców (a docelowo – tylko takich), a nie odsyłać ich do domu wmawiając im, że są psychicznie chorzy, jak to, niestety, ma miejsce obecnie. Bogobojnych zaś i pobożnych kapłanów też nie uważać za gorszych, nienormalnych, nieposłusznych i nie zsyłać do jak najdalszych wsi, lecz, wręcz przeciwnie, dawać im takie stanowiska, na których mieliby wpływ na jak najwięcej ludzi (wierzących i niewierzących). Wierni zaś, zamiast krytykować swoich (i nie tylko) kapłanów – nawet słusznie (zwrócić uwagę – można, a nawet trzeba), powinni „modlitewnie i pokutniczo asekurować [ich] modlitwą, postem i umartwieniami”, ponieważ w naszych trudnych czasach bez takiego wsparcia nie da rady żaden – nawet dobry Kapłan. Dodam, że uwagi, dotyczące seminarzystów oraz kapłanów zaczerpnąłem jednak u współczesnych proroków, a nie wymyśliłem sam.
Przewiduję pytanie o głośnej ostatnio bulwersującej sprawie gorszycieli dzieci, ale wynoszę ten temat do oddzielnego rozdziału, ponieważ dotyczy on nie tylko Kościoła i wychodzi daleko poza jego ramy.
Oczywiście zostało do omówienia jeszcze kilka ważnych kwestii, ale napiszę o tym trochę później.