Plan naprawy Polski

II.3. WŁADZA NAJWYŻSZA

12.06.2019

Słabość władzy najwyższej jest najgorszym nieszczęściem ludów.
(Napoleon Bonaparte)

 

Na początek trzeba przypomnieć dobrze znany, ale mało brany pod uwagę fakt,  że od czasów Króla Jana Kazimierza Królową Polski jest Najświętsza Maryja Panna. Każdy następny Król Polski ten akt uroczyście potwierdzał,  składając Jej osobisty hołd na Jasnej Górze przed Cudownym Wizerunkiem. Każdy, za wyjątkiem jednego – no właśnie – ostatniego. Wolał bowiem składać hołdy innej, ziemskiej królowej (a dokładnie – carycy), nic więc dziwnego, że to nie tylko nie pomogło, lecz źle się skończyło zarówno dla niego jak i dla Polski. Nie składali takiego hołdu, oczywiście, również następni „polscy władcy”  - zaborcy, okupanci, komuniści… Niemniej jednak żadna z tych – w zasadzie antypolskich władz – nawet nie próbowała oficjalnie „zdetronizować” Maryi, tak więc Śluby Lwowskie króla Jana II Kazimierza nawet pod względem formalno-prawnym nadal pozostają w sile.

Drugim, nie mniej (a może nawet bardziej) ważnym krokiem był Jubileuszowy Akt przyjęcia Jezusa Chrystusa na Króla Polski 19 listopada 2016 roku w Łagiewnikach. Fakt uczestnictwa w tym Akcie aktualnego Prezydenta RP niejako przydał mu moc prawną i polityczną,  o czym od razu zaalarmowała lewica na całym świecie, ale zignorowała „opinia polskojęzyczna”. Co prawda, nie odbyło się to zupełnie zgodnie z Wolą Bożą (np. zabrakło Rządu, czołowych polityków i decydentów), nie mniej jednak Akt ten został przez Jezusa Chrystusa przyjęty z zastrzeżeniem o późniejsze go Zwieńczenie w Częstochowie – obok Jego Ukochanej Mamy. Tym bardziej,  że już tam się znajduje ofiarowany przez Polonię Kanadyjską odpowiedni Obraz  (na razie „więziony”) – z prawdziwą królewską koroną, a nie cierniową, którą założył Mu na Głowę Polski Episkopat (jakby wzorując się na „Intronizacji”, którą uczynili mu żołnierze Rzymscy prawie 2 000 lat temu). Ale Naród Polski w swoich domostwach i parafiach ukoronował Go właściwą koroną – i właśnie ze względu na ten Naród Intronizacja została przyjęta. Ciekawe, że ówczesna Premier, zamiast złożyć hołd Nowo uznanemu Królowi, w tym samym czasie udała się składać hołd Izraelowi.  Natychmiast więc została przez Nowego Króla upomniana (poprzez wypadek samochodowy), ale nic z tego nie wywnioskowała, potwierdzając słynną żydowską maksymę, że „dla gojów fakty – to tylko fakty, oni nie umieją wyciągać  z nich wniosków”. Nic więc dziwnego, że wkrótce została od władzy odsunięta, a nawet nie pozwolono jej kandydować (jak to było sugerowane) na Prezydenta Warszawy. Nowy z kolei Premier dostał szansę w ramach naprawy sytuacji w Polsce również dokończyć Akt Intronizacji, ale też z tym się nie śpieszy. Oby nie było za późno (dla niego i Polski).

Tak więc obecnie mamy na czele Państwa Prezydenta, który oficjalnie uznał za swego suwerena Jezusa Chrystusa Króla Polski, a mając za plecami takiego mocnego Władcę mógłby śmiało prowadzić o wiele bardziej niezależną politykę zarówno wewnętrzną, jak i międzynarodową. Niestety, zabrakło mu, jak kiedyś biblijnemu królowi Saulowi, zaufania do Boga, więc trzeba się spodziewać nowego „Dawida”. A będzie nim Król, wybrany tradycyjnie przez Sejm (obecny lub następny, ale wybrany legalnie przez cały naród, a nie powołany przez nie wiadomo kogo),  a nie „regent”, „powołany” przez garstkę zbuntowanych generałów. Zresztą, niedługo monarchie będą restaurowane również w innych krajach (np. Francji czy Rosji). W Polsce mamy już nawet kilku „królów” – ale żaden z nich nie ma wystarczających podstaw prawnych do tego tytułu. Niemniej jednak, konieczne będzie wszystkich ich wpisać jako kandydatów do głosowania – żeby później nikt nie miał żadnych pretensji ani wątpliwości. Najprawdopodobniej Jezus Chrystus – Król Polski sam ukaże, kogo On woli jako swego ziemskiego zastępcę (raczej – spoza grona owych pretendentów). Zrobi to poprzez swoich współczesnych proroków – jednocześnie i jednogłośnie kilku, żeby nie było tak, że jakaś „prorokini” promuje swego „małżonka”. Sejm zaś będzie miał do wyboru – zaakceptować od razu Wolę swego Niebieskiego Króla, lub wybrać „swego” – bardziej posłusznego i „bezpiecznego”.  W tym drugim wypadku trzeba będzie się spodziewać Boskiej interwencji, a wtedy los „elekta” i jego „elektorów” będzie nie do pozazdroszczenia. Za drugim więc podejściem  ocalała i przestraszona reszta będzie bardziej rozsądna i pokorna wobec Woli Bożej.

Nowo wybrany zaś Król zostanie przez Prymasa Polski namaszczony – co da mu dodatkowe dary Ducha Świętego dla sprawowania jakże trudnego – tym bardziej w obecnych przełomowych czasach – urzędu. A nie będzie to „władza wykonawcza” (jak by to kto sobie życzył i jak to ujmuje Konstytucja 3 Maja). Od tego jest Rząd – wybierany przez Sejm, ale zatwierdzany przez Króla. Będzie on (Król) raczej niejako niezależny Arbiter (na tym bowiem polega główna idea dobrej monarchii). Szczegółowe jego prawa i obowiązki muszą jeszcze być dobrze obmyślone (i to nie przez jedną mądrą głowę), przedyskutowane i precyzyjnie zapisane w odpowiednich aktach prawnych. Nie ma, niestety, odpowiedniego dokładnego wzorca ani na świecie, ani w historii. Rzecz jasna, że nie będzie to „monarchia absolutna”, lecz raczej „konstytucyjna” – ale nie na wzór współczesnych monarchii europejskich, a nawet historycznych polskich. Musi ona łączyć w sobie wszystkie zalety prawdziwej monarchii ze wszystkimi zaletami prawdziwej demokracji, ale – co bardzo ważne – bez wad obydwu tych systemów społeczno-politycznych. 

Między innymi właśnie król  będzie zatwierdzał ostateczny kształt Ustaw, przedyskutowanych już przez Sejm i Senat, ponieważ na tych niższych poziomach przy tak dużej różnorodności interesów dogadać się będzie bardzo trudno, jeśli nie niemożliwe. Będzie on również miał prawo do inicjatywy prawodawczej, ale każda zaproponowana przez niego Ustawa musi jednak trafić tak do Sejmu jak i do Senatu, zanim wróci do niego na zatwierdzenie (może dopełniona, zmieniona i z uwagami – i właśnie o to chodzi, bo on też wszystkiego może nie wziąć pod uwagę). Tak więc właśnie do niego będzie należało ostatnie i decydujące słowo, a więc nigdy nie będzie „kryzysów parlamentarnych” i groźby rozwiązania parlamentu czy ustalenia dyktatury dla „ratowania państwa od chaosu politycznego”. Na tym m.in. właśnie polega stabilność monarchii. Nie mniej jednak Sejm i Senat, żeby nie czuły się organami tylko „konsultacyjnymi”, lecz prawdziwie „ustawodawczymi”, będą miały możliwość zawetowania każdej już zatwierdzonej przez króla ustawy kwalifikowaną  większością głosów. Myślę, że raczej z tej możliwości nie skorzystają (bo król będzie znał się na rzeczy i będzie w stałej realnej łączności ze swoim Królem Niebieskim, który nie pozwoli mu, żeby się pomylił), jednak możliwość taka w Konstytucji i prawie ma być przewidziana – dla spokoju demokratycznej mentalności Polaków oraz jako dodatkowy mechanizm zabezpieczający na wszelki nieprzewidziany wypadek.

Najważniejsze jest to, że właśnie on będzie tym zapowiadanym od Sienkiewicza i licznych proroków Wodzem, który poprowadzi obudzony nareszcie Naród Polski, który  uwierzy w swoją potęgę i przeznaczenie…

Wszystko to, oczywiście, będzie wymagało zmiany Konstytucji, co dzisiaj wydaje się zupełnie niemożliwe. Ale sytuacja zmieni się kardynalnie po Ostrzeżeniu, podczas którego wielu (najbardziej zatwardziałych) zginie i jeszcze więcej się nawróci  – ale ci, od których to zależy, muszą już teraz wiedzieć, co będą mieli zrobić, żeby naprawić swoje, często dość ciężkie,  błędy i winy.