Media i Internet pod względem formalnym, oczywiście, nie należą do „systemu politycznego”. Ale rola ich w tym (i nie tylko w tym) systemie jest tak ogromna (i cały czas tylko rośnie), że nie na próżno często ich nazywają „czwartą” oraz „piątą” władzą. Można jeszcze do tego dołączyć literaturę i sztukę, a więc wszystkie poniższe uwagi będą dotyczyć również tych dziedzin.
Rzecz jasna, że przede wszystkim chodzi o wolność słowa, myśli i poglądów, które właśnie przez media, Internet, literaturę i sztukę się wyraża. Pod tym względem Polska akurat dobrze wypada w porównaniu nie tylko ze swymi sąsiadami ze Wschodu, ale również z Zachodu. W wolności słowa dorównujemy USA (bo np. w Kanadzie jest już gorzej). Co prawda, dochodzi w Polsce często do nadużycia tej wolności. Nie można ot tak publicznie i bezkarnie drwić z Polski, Polaków i ich religii (którą większość jednak szanuje lub przynajmniej toleruje, jeśli nawet nie wyznaje). Tym bardziej – za publiczne pieniądze, tj. podatki tych samych Polaków, z których się drwi. Żadną „wolnością” takie praktyki nie mogą być usprawiedliwione i muszą być bezwzględnie wykorzenione. W ogóle czegoś takiego, jak absolutna i niczym nie ograniczona wolność słowa, nie ma nigdzie (nawet w USA) i nigdy nie było. Po prostu w różnych krajach i w różnych czasach ograniczenia i zakazy dotyczyły różnych rzeczy – w zależności od panującej ideologii. Ograniczenia i zakazy zawsze wprowadzała władza – zgodnie (lub w przeciwieństwie) z dominującą opinią swoich podwładnych oraz instytucji religijnych.
Niektóre z takich zakazów są powszechne i nie budzą żadnych kontrowersji (np. dot. pornografii dziecięcej), inne też są powszechne, ale budzą o wiele więcej kontrowersji ze względu na niejednoznaczne interpretacje (np. dot. „faszyzmu”). Umieściłem to słowo w cudzysłowu, ponieważ zbyt często (zwłaszcza – na Zachodzie i Facebooku) próbuje się przykleić to pojęcie i odpowiednie restrykcje również nacjonalistom, a nawet patriotom oraz w ogóle prawicy. Ciekawa i absurdalna sytuacja jest pod tym względem we współczesnej Rosji. Nacjonaliści, nawet skrajni i agresywni, nie mają większych problemów . Natomiast można dostać wyrok sądowy (i wielu już go ma) za np. publikację na swoim profilu historycznego zdjęcia z czasów II WŚ, na którym widać swastykę. A nawet – obrazek słynnego radzieckiego plakatu, na którym żołnierz sowiecki mieczem przecina swastykę. Zmienili bowiem niedawno prawo, które zabrania nie tylko propagandę symbolów faszystowskich, jak było dotychczas, ale nawet prezentację takich symboli. Mają teraz problemy z ilustracjami również wydawcy książek historycznych, dot. tego okresu, bo rzecz jasna, że na zdjęciach tych symboli jest pełno. Czegoś takiego nie było nawet w Związku Radzieckim. W ogóle obowiązuje tam teraz „tabu” na wszelkie „negatywy” dot. „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”. Można, natomiast, śmiało krytykować Lenina, rewolucję, a nawet książki ostro krytykujące obecną władze, są swobodnie publikowane i można je kupić w księgarniach nawet niedaleko Kremla. Inne zaś „niepożądane” (czasem – zupełnie słusznie) książki , też są swobodnie publikowane, ale problemy zaczynają się na etapie rozpowszechniania: sanepid, skarbówka, straż pożarna zaczynają dręczyć księgarnie (niby z innych powodów, oczywiście), aż sama nie wycofuje ze sprzedaży „niepożądanej” książki. W USA zaś corocznie jest obchodzony Tydzień Zakazanej Książki. Prezentowane tam książki pochodzą nie tylko z Korei Północnej, ale również np. wycofane ze szkolnych bibliotek USA – za np. „nieodpowiednie dla dzieci słownictwo i treści” (z czym zresztą trudno się nie zgodzić). Nawet Biblia jest gdzieniegdzie zabroniona - np. w Arabii Saudyjskiej (oraz jej tłumaczenie Świadków Jehowy w Rosji).
Po co podaję tu wszystkie te przykłady (a jest ich o wiele więcej)? Otóż ze względów czysto praktycznych. Zważając na powyższe, obecnie rządzący Polską śmiało mogą (a nawet muszą) wprowadzić odpowiednie zakazy i ograniczenia zgodnie z ideologią i poglądami, które deklarują. Tak, jak już zrobili z „polskimi obozami” itp. Jak najbardziej jest uzasadniony zakaz propagandy zbrodniczych ideologii (przede wszystkim komunizmu i islamu). Jeżeli obecna władza tego nie zrobi (choć nie ma przeciwko temu żadnych otwartych argumentów), zrobią to ci, którzy przyjdą na jej zmianę. Gdyby zaś „opozycja totalna” oraz obce państwa zaczęły zarzucać Polsce (a pewnie tak będzie) „naruszenie wolności słowa”, można im wskazać podobne przykłady z ich własnego podwórka. A w ogóle prawdziwie niezależne państwo nie musi za bardzo się przejmować opinią innych państw (zwłaszcza nieszczerych i tzw. „podwójnych standardów”).
Szczegółową i coraz większa rolę, jak wiadomo, odgrywa obecnie Internet. Wśród dobrze znanych zalet, różniących go od mediów tradycyjnych, chcę podkreślić jedną z najważniejszych – możliwość istnienia naprawdę niezależnych źródeł informacji. Otóż media tradycyjne (TV, radio, gazety i czasopisma) już od dawna i na dobre są tak naprawdę „systemowymi”, niezależnie od form własności i poglądów, które oficjalnie lub nieoficjalnie propagują i ideologii, której się trzymają. Jedynym może wyjątkiem były do niedawna media o. Tadeusza Rydzyka, ale niestety obecnie one też uległy „systemowi” (choć widocznie i formalnie nic się nie zmieniło). Duże portale internetowe (takie jak Onet, Interia) też, oczywiście są „systemowymi” – i to w najgorszym, bo otwarcie antypolskim wydaniu. Ale oprócz nich istnieje jeszcze cała masa niezależnych i naprawdę patriotycznych i katolickich stron, a także profili i grup na portalach społecznościowych, faktycznie niekontrolowanych przez „system” (właśnie pod tym względem realna wolność słowa w Polsce wypada o wiele lepiej od sąsiadów zarówno wschodnich jak i zachodnich). Nie brakuje i wśród nich intruzów, a także trolli i hejterów, ale znaleźć obiektywną i prawdziwą informację nie stanowi wielkiego problemu. Nie na próżno zatem „system” próbuje podporządkować sobie tą ostatnią wolną przestrzeń informacyjną. Robi to, oczywiście pod dobrze brzmiącymi pretekstami „ochrony danych osobowych” (RODO) oraz „ochrony praw autorskich” (AKTA), czy „walką z terroryzmem” (zresztą słuszną) oraz ostatnio – „mową nienawiści” (też czasem słuszną).
Czym to się skończy? Nie wykluczone, że w Europie i na całym świecie w rezultacie im to się uda (choć nie koniecznie do końca – po prostu zabraknie im na to czasu, bo ich panowanie nie będzie już długim). W Polsce zaś takie próby są skazane na porażkę. Nie dlatego, że „system” ma „za krótkie ręce”, lecz dlatego, że nasz Król Jezus Chrystus ma Ręce o wiele dłuższe i mocniejsze. Podam konkretny przykład. Otóż kilka lat temu „najmądrzejszy polski biskup” – ówczesny Metropolita Lubelski Józef Życiński jako pierwszy się zorientował, jakie „niebezpieczeństwo” stanowią dla masonerii kościelnej i ich nędznych planów po zrujnowaniu kościoła katolickiego „od zewnątrz” niezależne strony internetowe, należące do przedstawicieli Armii Reszty (do której też mam zaszczyt należeć). Postanowił więc zrobić z tym „porządek”. A zdając sobie sprawę z trudności i powagi podjętego zadania, udał się do Watykanu za uzyskaniem pisemnego na to pozwolenia od papieża. Ponieważ przedstawił papieżowi sprawę tak, że zamierza walczyć z naprawdę negatywnymi zjawiskami w Internecie (których oczywiście też nie brakuje, a nawet jest więcej od pozytywnych, ale z którymi akurat walczyć wcale nie zamierzał), pozwolenie takie z łatwością uzyskał. Ale nie zdążył z tym pozwoleniem nawet opuścić murów Watykanu, jak nagle został powstrzymany Sprawiedliwością Bożą. Biedakowi nie dany był nawet czas na opamiętanie, więc ma najprawdopodobniej bardzo ciężki los pośmiertny.
Na szczęście, o całej tej sprawie dobrze wiedziała reszta biskupów i papież, więc od tego czasu siedzą cicho – odważnych więcej się nie znalazło, a my mamy święty spokój i swobodę działania przynajmniej w Internecie. Jestem zatem przekonany, że nasz Pan Jezus Chrystus, Jego Matka, Św. Michał oraz inni Aniołowie będą nas bronić dalej w tej ważnej i ostatniej wolnej przestrzeni – Internecie (w realu też, oczywiście). Każdy zaś, kto w to wątpi i spróbuje ograniczyć tę wolność (przynajmniej – w Polsce, bo co do Europy, nie jestem taki pewien) może przeprowadzić odpowiedni eksperyment. Musi tylko wziąć pod uwagę, że prawdopodobieństwo letalnego dla niego rezultatu takiego eksperymentu jest bardzo wysokie. Za to przestraszona reszta masonerii będzie siedziała cicho, jak już siedzi cicho masoneria kościelna (pod względem prób ograniczenia wolności, oczywiście, a nie swojej destruktywnej działalności, na którą na razie ma pozwolenie, a raczej dopust Boży). Nie wykluczone, że jakąś nauczkę otrzymają (ku przestrodze innych) już ci europosłowie PO („obrońcy wolności i demokracji”), którzy poparli AKTA 2: B. Kudrycka, D. Rosati, R. Thun, A. Szejnfeld, J. Wałęsa, D. Hubner, J. Lewandowski, M. Boni, B. Zdrojewski, J. Buzek, J. Pitera.
Tj. w przestrzeni informacyjnej będziemy nadal walczyć na równi pod względem wolności, choć oni maja przewagę liczebną, organizacyjną i finansową, my zaś – przewagę duchową i wsparcie Nieba. Jak w zwykłej wojnie zwycięstwo przeważnie dostaje ten, kto ma przewagę powietrzną (choć bez sił lądowych jest ono w ogóle niemożliwe), tak w toczącej się obecnie wojnie duchowej i informacyjnej zwycięstwo nam jest gwarantowane właśnie ze względu na przewagę Niebieską (Boga i Jego Aniołów nad Szatanem i demonami). Choć bez nas oni tej walki też nie wygrają, dlatego też musimy tu na ziemi aktywnie działać i walczyć – także w przestrzeni informacyjnej. Przecież ani Bóg, ani Aniołowi, ani Święci nie będą sami prowadzić stron internetowych, blogów i profili społecznościowych, ale pomogą jak najbardziej (zwłaszcza Duch Święty oraz Archanioł Gabriel oraz Św. Maksymilian Kolbe).
Co więcej, w nowej Polsce zostaną wyrwane „systemowi” również główne media tradycyjne oraz portale internetowe. Niekoniecznie to musi być kontrola i własność państwa. Mogą być spółki i „prywaciarze” – ale patrioci polscy, a nie polskojęzyczni patrioci żydowscy, niemieccy itp. W jaki konkretnie sposób to można zrobić, omawiam w rozdziale poświęconym długom.