- Wielki Wybuch umieszczany dziś u początku świata nie zaprzecza Bożej interwencji, ale jej wymaga. A ewolucja natury nie jest przeciwna pojęciu stworzenia, bo zakłada stworzenie bytów ulegających ewolucji – powiedział niedawno papież Franciszek na forum Papieskiej Akademii Nauk (źródło). Wydaje się, że nic złego w tych słowach nie ma. Ale już pojawiły się komentarze, że tymi słowami kładzie się kres rozważaniom na temat „pseudonaukowych hipotez”, takich jak kreacjonizm czy Inteligentny Projekt.
Kreacjonizm - teoria naukowa (chociaż wielu na czele z Wikipedią temu zaprzecza), która nie tylko twierdzi, ale również niezbicie udowadnia, że istniejący świat mógł powstać tylko jako stworzony przez Wyższą, rozsądną i wszechmocną Siłę, czyli Boga. W przeciwieństwie do naukowej teorii ewolucji, która twierdzi, że świat powstał i rozwinął się sam, według nie wiadomo przez kogo ustanowionych (bezduszną i nierozumną przyrodę) praw. Tylko z jakiegoś powodu przestał się rozwijać, bo nikt nigdy nie zarejestrował żadnego faktu współczesnego ewolucyjnego rozwoju. Mutacje są zawsze regresywne. Nowe odmiany roślin i rasy zwierząt powstają w rezultacie celowej i rozsądnej działalności człowieka. Ponadto, nie zmienia się w tym wypadku genotypu, a jedynie, jakby wydobywa się z niego to, co już było kiedyś i przez Kogoś założone. Nazywa się to multiplikatizmem genów i oznacza, że za każdą cechę odpowiada nie jeden lub dwa, jak powszechnie się uważa, lecz kilka różnych równoległych genów. Na przykład, mieszkając w Europie i jedząc „normalne jedzenie”, nasz organizm produkuje niezbędne do jego trawienia enzymy. Kiedy trafimy do tubylców na północy lub w Afryce i będziemy zmuszeni jeść zupełnie inne niż zwykle jedzenie, na początku prawie nie będzie ono trawione ze względu na brak odpowiednich enzymów. Ale po jakimś czasie one się pojawiają i wszystko trawi się normalnie - po prostu aktywizują się odpowiednie geny, które Ktoś kiedyś w nas troskliwie założył. Ale jeśli spróbujemy jeść zwierzęce jedzenie, nie surowe mięso, jak wilki, a na przykład drewno, jak termity, to nigdy go nie strawimy, bo odpowiednich genów po prostu nie mamy. Nazywa się to normą reakcji (Reaction norm), którą w żaden sposób nie da się przekroczyć. Na przykład, każdy gatunek może żyć w pewnym, czasem dość szerokim, ale zawsze ograniczonym zakresie temperatur, i jeśli go przekroczy, po prostu ginie, i nigdy nie może się dostosować. I żadna ewolucja tutaj z jakiegoś powodu nie działa. Jeśli można jeszcze uwierzyć, że ewolucja może dostosować organizm do środowiska, to uwierzyć, że ewolucja przewidziała, że kiedyś to środowisko się zmieni, jest po prostu niemożliwe.
Nawet Inżynieria genetyczna, która zmienia genotyp i tworzy coś nowego i pozornie lepszego (potem okazuje się, że to nie jest zupełnie tak, a nawet jest zupełnie nie tak) przecież nie jest wynikiem ewolucji, lecz długich i celowych wysiłków dobrze wykształconych i wykwalifikowanych specjalistów (naukowców, inżynierów, pracowników, i innych). Tak więc dowodów, oprócz wyssanych z palca i dawno obalonych jako pomyłki lub nawet fałszywe, ewolucjoniści po prostu nie mają. Właśnie dlatego jeszcze osiem lat temu Benedykt XVI przekonywał, że ewolucji nie można w pełni udowodnić. Ani nie można również wyjaśnić wielu rzeczy, (choć by opisanych wyżej i niżej, ale nie tylko), które można łatwo wytłumaczyć z pozycji kreacjonizmu.
Oczywiście, papież może nie wiedzieć o takich rzeczach. Chociaż mógł, a nawet miał obowiązek, przed wypowiedzeniem się na tak ważny temat, porozmawiać z ekspertami, i to z różnych, przeciwnych sobie szkół. Jak robili to Jan Paweł II, Henry Ford, lub nawet Stalin, którzy mieli odpowiednich doradców, i to nie tylko przed wystąpieniami publicznymi, ale również spotkaniami prywatnymi, kiedy zdawali sobie sprawę, że brakuje im własnej wiedzy na odpowiedni temat, co jest rzeczą zupełnie normalną i wcale nie wstydliwą. Ale naukowcy wiedzą o takich rzeczach! Przynajmniej powinni wiedzieć, żeby być na bieżąco w sprawach współczesnych odkryć naukowych, a nie żyć przedawnionymi podstawami, którymi karmią studentów (oni zaś następnie przez Wikipedię ufnych internautów) i przyszłych nauczycieli, którzy podają to następnie swoim uczniom jako ostatnie słowo nauki. A powinni wiedzieć i dzielić się swoją wiedzą ze zwykłymi ludźmi, którzy darzą ich dużym szacunkiem i zaufaniem. Ale oni nie chcą tego robić, dlatego że wtedy burzy się cała ich ulubiona materialistyczna koncepcja świata. A może również się boją, że współcześni gospodarze świata przestaną im dobrze płacić, ponieważ kto płaci, ten i zamawia muzykę. Niech wtedy przynajmniej nie mówią nam o rzekomym „obiektywizmie nauki”!
Z moralnego zaś punktu widzenia jeśli Boga nie ma, to można robić wszystko, co tylko chcesz (i właśnie dlatego współczesna młodzież masowo odchodzi od Boga, niezależnie od religijnego wychowania). I jeśli ewolucja jest rezultatem walki o przetrwanie, w której przeżywa silniejszy, to trzeba przyznać rację najbardziej konsekwentnym ewolucjonistom-praktykom – niemieckim nazistom. Rezultaty ich wprowadzenia w życie teorii ewolucji są powszechnie znane. Ostateczna rozpłata niemieckiego narodu, który przecież ich wspierał, co prawda jeszcze się nie odbyła, ale będzie już niebawem.
I jeśli Wielki Wybuch mógł coś stworzyć, to trzeba pochwalać bombardowania Wielunia i Drezna, Hiroszimy i Nagasaki, Groznego i Doniecka. A także zamachy bombowe na całym świecie. Co prawda, za każdym z tych „wybuchów” zawsze stał ktoś „rozumny” (a raczej nie bardzo rozumny). A Wielki Wybuch miał być sam z siebie? I po wszystkich tych wybuchach pozostawały tylko ruiny, i jeśli później tam coś było odbudowywane, to nie ślepą „ewolucją” (bo nauka nie zna takiej „mądrej siły”), lecz zupełnie rozumnym, dobrze zaplanowanym i zorganizowanym wysiłkiem budowlańców, inżynierów, architektów, przedsiębiorców i urzędników. Tak więc nawet gdyby taki Wybuch naprawdę miał miejsce («Niechaj się stanie światłość!» Rdz1,3), to i wtedy musiał by Ktoś go jednak zaplanować i zorganizować, jakaś Rozumna i Wszechmocna Siła, a tym bardziej – dalszy rozwój Wszechświata.
W ogóle teoria ewolucji, nawet współczesna, tzw. syntetyczna teoria ewolucji - Modern evolutionary synthesis (bo pierwotny, czysty Darwinizm, już dawno został odrzucony przez naukowców ze względu na jego oczywiste błędy, m.in. nieznaną przez niego genetykę) - jest niemożliwa do przyjęcia choćby ze względu na drugą zasadę termodynamiki. To jest jedno z podstawowych praw natury, które głosi, mówiąc po ludzku, że każdy pozostawiony sam sobie układ (tj. bez dopływu z zewnątrz energii i informacji) będzie dążyć nie do rozwoju, lecz do zniszczenia (prawo stałego wzrostu entropii). Np., jeśli pozostawimy dom lub samochód bez opieki, to za parę lat znajdziemy raczej ruiny i złom, niż super pałac i super wóz. W przeciwnym wypadku od razu zrozumiemy, że jakiś dobry fachowiec nieźle nad tym popracował. Tak więc jeśli coś się rozwija, musi nad tym działać i czuwać Rozumna Siła.
I jeśli kreacjonizm to tylko „pseudonaukowa hipoteza”, to dlaczego wtedy w latach 80-ch ubiegłego stulecia, kiedy Institute for Creation Research (USA) zaproponował radzieckim naukowcom, mającym w tamtych czasach jedną z najlepszych szkół ewolucjonizmu, podtrzymywanych na dodatek „jedynie prawdziwą teorią marksizmu” przeprowadzenie otwartej dyskusji na temat „Stworzenie czy Ewolucja?” odpowiedzieli oni milczeniem? Przecież byłaby to bardzo dobra okazja, żeby udowodnić całemu światu wyższość i rację materializmu w ogóle i ewolucjonizmu w szczególności nad różnymi „burżuazyjnymi przesądami” (rozgromić kreacjonizm i utwierdzić ewolucjonizm). Ale radzieccy naukowcy, wśród których nie brakowało tajnych (a nawet jawnych) kreacjonistów, woleli zachować milczenie. Bowiem byli dość mądrzy i cwani, nieźle opłacani przez państwo i świetnie rozumieli, że oficjalnie trzeba trzymać się ideologii państwa, które im płaciło, tj. ateizmu. Ale również rozumieli, że nie da się pogodzić ateizmu i faktów naukowych. Dla fizyków i chemików była to, m.in., wspomniana wyżej druga zasada termodynamiki. Dla biologów, zwłaszcza genetyków, było oczywistym, że życie jest zbyt doskonałe na każdym poziomie – od genów, fermentów i komórek do ekosystemów, żeby mogło się rozwiać (nawet „ewoluować”) samo z siebie. Tym bardziej jego początek z punktu widzenia teorii prawdopodobieństwa jest całkowicie niemożliwym. Bo nawet gdyby w „ Zupie pierwotnej” pojawił się pierwszy gen (prawdopodobieństwo czego jest znikome, ale większe niż zero) oraz enzym (prawdopodobieństwo czego jest też znikome, ale większe niż zero) prawdopodobieństwo tego, że w przypadkowo powstałym genie został przypadkowo zakodowany właśnie ten przypadkowo obok powstały enzym, który przy tym przypadkowo okazał się katalizatorem właśnie tego przypadkowo powstałego genu jest już naprawdę zerowe. I w tym wypadku żadne miliony a nawet miliardy lat takiego zerowego prawdopodobieństwa nie podwyższą do rangi nawet minimalnego, już nie mówiąc o realnym.
Oprócz tego, oni bardzo dobrze wiedzieli, że takie szanowane filary nauki jak Isaac Newton, Blaise Pascal, i wielu innych byli wierzący, a w żaden sposób nie można było podejrzewać że byli oni głupi i zacofani. Nawet tacy „buntownicy” jak Galileusz i Mikołaj Kopernik nie byli przecież przeciwko religii i Kościołowi, lecz mieli po prostu własne zdanie, inne od powszechnie przyjętych teorii naukowych (paradygmatów), które Kościół wtedy oficjalnie uznawał jako część swych nauk. Nawiasem mówiąc, po tych nieporozumieniach Kościół postanowił więcej formalnie nie wiązać swojej doktryny i opinii z nawet dominującymi teoriami naukowymi, politycznymi i społecznymi, które i tak od czasu do czasu się zmieniają.
Przestrzegając tej zasady, obydwaj wyżej cytowani papieże nie mówią kategorycznie, ale znając ostatniego (oraz odpowiednie, już zaczynające się spełniać proroctwa), nie trudno pojąć, dokąd zmierza. Chce otworzyć puszkę Pandory nowej koncepcji religijnej, która w rezultacie odrzuci ustanowione przez Boga prawa, a tym samym Jego Samego i przyjmie Antychrysta (wraz z jego szefem – diabłem) z jego teorią permisywizmu, opierającą się na błędnie rozumianej koncepcji Bożego Miłosierdzia: że będzie On akceptował wszystkich grzeszników bez pokuty i korekty życia. A to już będzie w oczywistej sprzeczności z Biblią i naukami Chrystusa, który co prawda przyjmował wszystkich przychodzących do niego grzeszników, ale oni przed tym żałowali za swoje grzechy, a potem znacznie poprawiali swoje życie, nawet jeśli jak Zacheusz nie rzucali wszystkiego i nie szli za Nim. Tak sam Franciszek nie mówi bezpośrednio przeciwko rodzinie (tradycyjnej, bo innej być nie może!) i za gender, ale jego kontrowersyjne uwagi w tych sprawach przygotowują odpowiedni grunt. Ostatni Synod, poświęcony rodzinie, i rozpoczęte po nim czystki kadrowe nie godzących się na zmiany Hierarchów są najlepszym tego potwierdzeniem.